Ciepła, grudniowa sobota.

Miałam wrażenie, że nie zepnę tej soboty. Chciałam załatwić zbyt wiele rzeczy na raz w bardzo krótkim czasie. Wszystkie ważne, więc nawet gdyby ktoś mi kazał stopniować priorytety, nawet za cenę życia: nie byłabym w stanie. I choć wśród sobotnich 12 godzin pojawiło się jedno rozczarowanie, to stwierdzam że szybko przyćmił je całokształt dnia.

Spotkanie promocyjne kwartalnika Prowincja skończyło się po dwóch godzinach. Na zewnątrz zimno, chodniki białe, trzeba stąpać ostrożnie w niektórych miejscach bo skończy się to efektowną wywrotką. Naciągam czapę i zmierzam do auta. Następny punkt na trasie: Ola. Jadąc już rano, “na Prowincję” przyglądałam się oszronionym drzewom i ciężkiemu niebu. Choć nie spada z niego ani jeden płatek śniegu a główne ulice są wyjeżdżone i czarne to jest jakaś magia w tym obrazku. To taka zima, którą toleruję. Szczególnie z zza okna, np. nagrzanego samochodu, którego wcześniej nie trzeba było skrobać, bo przednia szyba była przykryta.

Uśmiecham się pod nosem, wspominając spotkanie. Gwarno i tłoczno. Swojsko. Część twarzy znana: redaktor naczelny Leszek i Jego żona Pani Gosia. Pan Andrzej Lubiński i Pan Zbigniew Zwolenkiewicz. Piotr Podlewski – jak zwykle wchodzi na ostatnią chwilę. Nie dojrzałam Pani Eli, która jak się okazało świętowała dziś urodziny wnuka.

Prowincję tworzą ludzie z małej społeczności, pasjonaci w swoich dziedzinach. Jest w niej miejsce na poezję, esej i prozę. Miejsce na sztukę, recenzje, opowieści z przeszłości i zapiski melomana. I jakimś cudem jest też miejsce na moją twórczość. Ciągle mnie to zadziwia i wywołuje uśmiech na ustach.

Publikacje wydane w ramach serii “Biblioteka Kwartalnika Prowincja”
Prowincję tworzą ludzie

Mijam białe drzewa, a w głowie słyszę jak Pan Andrzej C. Leszczyński opowiada chwile, gdy pierwszy raz jego słowa zostały wydrukowane w prasie. Jak chodził, kupował i ciągle czytał. I widzę siebie, jak głaszczę każdą okładkę Prowincji, myśląc jakie to dziwne wrażenie gdy spełniasz jedno ze swoich marzeń. Nie jednorazowo. Co trzy miesiące, cyklicznie ukazuje się twój tekst. Nie zawsze porywający, nie zawsze na czas, ale jest. Oznaczony zdjęciem, podpisany nazwiskiem.

Dzień dobry, cześć Paulina. Pewnie mnie nie pamiętasz? – głupio mi się robi, bo zupełnie nie wiem co to za uśmiechnięta drobna kobieta mnie zagaduje. Lekko zażenowana przepraszam i przyznaję że nie. Ale po krótkim wstępie łączę kropki w głowie, i oto stoi przede mną żona kuzyna teściowej. Rozmawiamy chwilę o moim pisaniu, o tym że ciężko czasem pogodzić różne rzeczy mając rodzinę, jednak dla zdrowia psychicznego warto. Dziękuję za miłe słowa i uciekam powoli, bo czeka mnie jeszcze piernikowanie z ekipą z jogi. Mam lekki stres, jednak czuję, że będzie to bardzo relaksujące i nie mogę przepuścić tej okazji.

Nie, nie zasypiam 😉 słucham z zainteresowaniem 🙂
Autorka tomiku poezji “Słowa Szemrane” wydanego w ramach “Biblioteki Kwartalnika Prowincja” Pani Beata Langowska
Tort jubileuszowy
Przyłapane 🙂

Kiedy zajeżdżamy z Ola pod wskazany adres przekraczamy próg ciepłego mieszkania przywitani przez gospodynię. Aga sadza nas do stołu i częstuje pyszną i sytą zupą. Wśród żartów, śmiechów i przekomarzania powstają piękne i oryginalne pierniczkowe ciastka. Nie mogło zabraknąć tematycznych foremek, bo przecież wszyscy poznaliśmy się na zajęciach jogi i to joga związała nas ze sobą.

Czuję błogi spokój, patrząc jak Hania daje upust artystycznym zapędom, jak Mariusz robi spodnie swojemu jogicznemu pierniczkowi, jak Aga “łazi i łazi” dbając o gości i każdego obdarza ciepłym słowem i uśmiechem. I jak Ola szykuje swoje pierniki na podpisanie ich cyrylicą dla “swoich” ukraińskich dzieci. Powoli jednak wracam do rzeczywistości, sięgam po telefon. Sprawdzam godzinę, bo w domu już dwójka chorych czeka na mój powrót. Nie mam ochoty wychodzić, bo spotkanie to jest ukojeniem dla mojej duszy, jednak zbieram się w sobie. Chłonę atmosferę spotkania do ostatniej chwili.

Najlepszy sztab pierniczenia

 

Daj mi swój numer. Okazuje się że nie mam, a jeden czytelnik chciałby pogadać. – czytam zaskoczona, gdy zbieram się do wyjścia. Moja ciekawość okazuje się silniejsza niż wyuczona ostrożność. Podaje numer, by w jednym bucie odebrać połączenie i posłuchać o tym, jak mój tekst o depresji – mało jubileuszowy, jednak dość ważny – zrobił wrażenie na jednym z czytelników. Milczę zaskoczona, bo pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. – Wracałem i dużo myślałem. W zasadzie nie mogłem przestać. Gratuluję Pani odwagi i talentu – słyszę w słuchawce i uśmiech rozlewa mi się po twarzy. Czuję wewnętrzne ciepło, które podsycane cały dzień rozlewa się po mojej duszy. Dziękuję uprzejmie za te ważne dla mnie słowa, wyrażam zaskoczenie i mówię jak wiele dla mnie znaczą. Kończę uprzejmie rozmowę i odprowadzona przez Mariusza wychodzę. Uśmiecham się do siebie i na dworze odwracam się w stronę klatki. Żal mi wychodzić, ale po tym telefonie jakoś deczko lżej. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuję, że jestem na drodze którą powinnam kroczyć. Na której spotkam jeszcze przeszkody, bo przecież bez tego nie czujesz, że żyjesz. Jednak gdy chłoniesz dobre chwile i starasz się być w nich w pełni osadzona okazuje się, że są twoją siłą napędową, energią.

Zajeżdżam do domu, gdzie czekają dwa zdechlaki z teściową. Po krótce opowiadam, jak dzięki Jej pomocy miałam piękny, udany dzień, o telefonie od czytelnika. Uśmiecham się, nie do końca jeszcze wierząc, że ta sobota naprawdę była wyjątkowa. Wyjątkowo ciepła. Rozglądam się po domu i wiem, że jutro czeka mnie sprzątanie. Nie mam na nie czasu w tygodniu, więc zostaje niedziela. Nie przeszkadza mi to już zupełnie. Z niecierpliwością czekam na wyzwania kolejnego tygodnia, w którym rozpocznę świąteczny urlop. Załatwię sprawy, które są do załatwienia. I znajdę kolejną ciepłą sobotę. Czuję, że nawet  zbytnio nie będę musiała szukać. Sama do mnie przyjdzie.

Portal do najcieplejszego miejsca minionej soboty ❤

 

Dodaj komentarz