Spowiedź w przebieralni

Praca brafitterki to często ciężka praca. Taka osoba musi wykazać się nie tylko wiedzą brafittingową czy profesjonalizmem. Nie rzadko jest potrzebna wiedza psychologiczna, bo przymierzalnia czasem nabiera znaczenia terapeutycznej leżanki. Za sprawą fundacji Wsparcie na Starcie, brafittingowa przymierzalnia nabrała jeszcze ostrzejszych barw. Barw smutku, traumy, strachu i niewypłakanych łez uchodźczyń.

Pomoc Ukraińskim uchodźcom opatrzyła się. Nie dziwię się wcale, bo dwa miesiące to długo dla każdego społeczeństwa. Szczególnie, gdy jak w przypadku Polski, jest to zryw empatii i serca społeczności a nie skoordynowane i przemyślane działania rządu. Wojna jest najgorszym, co wymyślił człowiek, a wszyscy pragniemy normalności. Nawet, gdy akty agresji dzieją się na naszym progu.

Kiedy Izabela Sakutova zaapelowała do Panache Lingerie o wsparcie dla Ukrainek, zdarzały się opinie, że ostatnie o czym myślą uchodźczynie to dobrze dopasowany stanik. Były to jednak pojedyncze głosy, które szybko cichły, gdy mówiłam, że mam zupełnie inne informacje z Malborskich punktów zbiórek pomocy dla uchodźców.

Na początku kwietnia z siedziby w fundacji, dzięki zaangażowaniu niesamowitych osób, pracujących w So Chic, Malbork opuściły biustonosze Panache z nieaktualnych sezonów modowych. Już tydzień później otrzymaliśmy pierwsze sygnały, że bielizna rozeszła się na pniu. Od czasu do czasu zdarzały się dłuższe rozmowy, gdzie Panie brafitterki zwyczajnie musiały podzielić się tym, co usłyszały lub widziały. Głównie tego typu dialogi brała na barki Oliwia, jednak po wczorajszym dniu zastanawiam się, czy słusznie. Jako, że Oliwka się pochorowała tematy i rozmowy na temat fundacji tymczasowo przejęłam ja.

Pierwszą rozmowę odbyłam z panią Moniką z Sulejówka. Bardzo sympatyczna i rzeczowa kobieta, profesjonalistka, która postanowiła dołączyć do projektu fundacji. Poświęcając swój czas oraz udostępniając swój salon dobierała biustonosze Ukrainkom. Jako, że w jej rejonie zainteresowanie trochę zmalało, zaczęłyśmy rozmawiać  o zwrocie pozostałych około 50 sztuk bielizny. Wymieniłyśmy kilka pomysłów na ewentualne rozdysponowanie pozostałości, porozmawiałyśmy o tym, że faktycznie potrzeby kobiet korzystających z naszej gościny są ogromne… i rozmawiałyśmy o wdzięczności. Wdzięczności pań, które ze łzami w oczach dziękowały za biustonosz, dla których ten jeden stanik, podarowany z ludzkiej potrzeby ulżenia w traumie, był największym skarbem na daną chwilę. O tym, ile dramatycznych historii nasłuchały się brafitterki w przymierzalniach i ile łez bezsilności wypłakały razem z kobietami, którym pomagały. I o tym, że pani Monika ze swoimi brafitterkami w tym roku nie musiała nic piec na święta. Ponieważ panie obdarowane biustonoszami, chociaż tak chciały się odwdzięczyć.

-Piękna akcja – podsumowała pani Monika – dziękuję, że mogłam wziąć w niej udział.

Druga rozmowa, z panią Joanną z Lublina, była dramatyczna? Nie. Wstrząsająca? Nie. Szokująca? Zdecydowanie nie. Nie potrafię znaleźć określenia na nią, bo po pierwsze wydaje mi się, że żadne nie odda wrażenia, jakie na mnie wywarła, a dwa każde z określeń które przychodzi mi do głowy nie jest miarodajne. Wszystkie wydają się niewystarczające. Pani Joanna opowiedziała mi sytuację znajomego, który udostępnił kawalerkę Ukraince z niemowlęciem. Mężczyzna ten co dziennie lub co drugi dzień, sumiennie, dowozi kobiecie wodę i najpotrzebniejsze rzeczy. Z kobietą tą ciężko nawiązać kontakt. Zapadła się w sobie, po tym jak na jej oczach rosyjski żołnierz gwałcił jej dwunastoletnią córkę. Dziewczynka nie przeżyła. Potem usłyszałam o pełnych pociągach, przedziałach w których zamiast sześć, siedzi czternaście osób i jedzie 30 godzin do Polski. O zatkanych toaletach i wiadrach na ich miejscu. Trzydziestogodzinnych podróżach, bez możliwości korzystania z WC i w przepełnionych wagonach. O łzach w oczach i niezmierzonych pokładach wdzięczności, za kawałek szmatki z fiszbiną, która powinna być normą a nie dobrem luksusowym. O zdjęciach zabitych mężów, zburzonych domach, bankach i niemożności skorzystania ze zgromadzonych środków. O porzuconych domach i zadręczającej niepewności jutra. O niezmierzonym smutku w oczach Ukraińskich uchodźczyń. O tym, że na zdjęciu w wielu paszportach są piękne młode kobiety, a przed brafitterkami stają zmęczone życiem staruszki.

Owszem, zdarzają się sytuacje, gdy w salonach obu pań pojawiły się Ukrainki które nie chciały biustonosza bo “miał za mało koronki” albo “nie miał majtek do kompletu”. Zdarzały się panie którym nie odpowiadał kolor. Miałyśmy nawet sygnał z Trójmiasta, że te same uchodźczynie wędrują między jednym a drugim punktem i nadużywają pomocy dostarczonej przez Panache Lingerie i fundację Wsparcie na Starcie. Jednak czy mamy prawo patrzeć na całą sytuację ukraińskiego społeczeństwa przez pryzmat postawy osób, nadużywających naszej gościnności?

Pomoc Ukraińskim uchodźcom opatrzyła się. Wszyscy chcemy normalności, pragniemy wrócić do swoich domów, zrobić zakupy bez atakujących w koło ukraińskich flag, wiadomości czy ukraińskich słów. W Polakach budzi się bunt, bo jak długo będą dźwigać brzemię pomagania? Jednak czy mamy prawo odwracać głowę, gdy słuchamy o dramatach dziejących się tuż za progiem? Czy możemy udawać, że wracamy do normalności, podczas gdy Ukraińskie kobiety jeszcze długo do niej nie wrócą? Być może już nigdy nie będą miały na to szansy.

Nie da się ukryć, że Stanik od Panache  jest potrzebny za równo uchodźczyniom z Ukrainy jak i polkom. Jednym daje namiastkę normalności, drugim uświadamia jak łatwo i szybko można stracić wszystko. Jedyne co w takiej sytuacji może nam zostać, to dobre, mądre i otwarte serce drugiego człowieka.

 

Dodaj komentarz