Pozytywny vibe

Nie uwierzysz, jak dzisiejszy dzień ze mnie zadrwił. Śmiałabym się sama z siebie, gdyby nie fakt, że jestem zwyczajnie zła i zrezygnowana. Mimo, że poranek miałam bardzo energetyczny i pełen werwy, nie udało mi się zrealizować tego, co założyłam, że zrealizuje. Ale po kolei.

Wiesz, jak lubię jogę. Kocham zajęcia u Oli, bo to tam poznałam moje czarownice, i tam oczyszczam głowę. Wtorki i czwartki, to czas gdy chwilowo wyrzucam wszystkie frustracje, a dnia następnego wracam w gotowości do boju. Tak też było wczoraj: świadomość nawet chwilowego spotkania z cudownymi dziewczynami podnosi wibracje o 100%. Nastawiona pozytywnie, przypominając sobie lekcje o tym, by przywyknąć do zmian i przyjąć je jako naturalne w życiu, ruszyłam załatwić sprawę w banku.

Wcześniej jeszcze, na messengerze, niesiona pozytywnym vibe’m wypisałam Joli całą filozofię, pochwaliłam się że nawet mi to wychodzi i w ogóle… że wiesz, że nie walczę z wiatrakami, gdy czuję że nie mam wpływu, tylko odpuszczam i biorę na klatę. Że łatwiej mi się żyje, jakoś tak człowiek mniej się szapie. Po czym wróciłam wku*****a do domu, bo nic nie załatwiłam. Pozytywny vibe zdechł, nauka poszła się walić, dobry dzień minął.

Daleko mi jednak do zen… do oświecenia nawet nie dążę.

Buzię chyba też zacznę rzadziej otwierać…

Dodaj komentarz