Osłowanie, czyli jak dwa lata szukania pracy zamknąć w jednym słowie

Znacie ten kadr z popularnego filmu animowanego, gdy pewien osioł podekscytowany, skakał wysoko na czterech kopytkach w tłumie i entuzjastycznie krzyczał: “Ja wiem! Ja wiem! Wybierz mnie!” Założę się, że nie musicie nawet zamykać oczu by zobaczyć tą scenę, a w głowie odzywa Wam się głos pana Jerzego Stuhra, który fenomenalnie użyczył zwierzątku głosu. No. To cieszę się, że wiecie o  co chodzi.

Tak właśnie się czułam szukając pracy na lokalnym rynku. Gdy tylko pojawiały się ogłoszenia, na które mogłam odpowiedzieć, oczyma wyobraźni widziałam jak moje CV ginie w stercie podobnych kandydatów. Natomiast gdy już dostawałam zaproszenie na rozmowę, moje rozczarowanie sięgało zenitu. Dwa lata stałam w tłumie, jak filmowy osioł, szczerząc zęby na rozmowach i krzycząc w środku “Wybierz mnie! Ja wiem! Do cholery!” Z efektem nawet nie miernym. Początkowy zapał szybko gasiły kolejne rozmowy z nieprzygotowanymi rekruterkami, banalnie oklepane pytania, oraz ta sama pewność po skończonej rozmowie, że już nikt nie zadzwoni. Osłowanie poszukujące opanowałam do perfekcji. Nauczyłam się wybijać wysoko z krótkich nóżek (“Nadgodziny? Żaden problem, choćby już!”), suszyć zęby tak, że dziąsła pękały (“Oczywiście, że najniższa krajowa na następne dwie dekady! Dziękuję!”) i zamiatać oślimi uszkami tak, jak tego chciałby potencjalny pracodawca (“Tak, tak dwa etaty będą super!”).
Aż w końcu osiągnęłam to, czego poszukiwałam od dawna: nowy poziom osłowania: osłowanie świeżaka. Zupełnie nieprzekonana wysłałam dokumenty na stanowisko asystenta do spraw marketingu. Do dziś nie wiem czemu, bo marketing zupełnie mnie nie pociąga, a co więcej nie potrafiłam zobaczyć siebie w tej roli. Być może wysłałam dokumenty dlatego, że  firma, której dotyczyła rekrutacja regularnie pojawiała mi się w przeglądarce? W każdym razie, byłam bardzo zdziwiona gdy na drugi już dzień zostałam zaproszona na rozmowę. Następny poziom zdziwienia osiągnęłam, gdy rozmowa odbyła się w milej atmosferze, zupełnie odbiegała od powszechnie oklepanych schematów, a  pole do działania rozciąga się hen hen daleko poza horyzont.
No i pasja.
Podskórnie czułam od pierwszych minut że osłowanie poszukujące się nie sprawdzi bo rozmawiam z pasjonatkami tematu bieliźnianego. Z każdą chwilą ogarniało mnie mrowienie skóry bo choć czułam że stanowisko jest wymagające, to bardzo chciałabym spróbować. Być częścią machiny która nie tylko sprowadza na rynek Polski wysokiej jakości staniki, ale zajmuje się kobiecą edukacją. Praca, która nie tylko może być pracą. może też być misją. Czy może być lepsze połączenie? Należę do osób, które potrzebują czegoś więcej w zwykłych działaniach. Które chcą dostrzegać głębszy sens w wykonywanych działaniach. Muszę przyznać, że na “wyrok” czekałam z niecierpliwością, w myslach poganiając wskazówki zegara. Od chwili gdy porzuciłam osłowanie na rzecz szczerości czekałam na werdykt.
Efekt oczekiwania jest taki, że już prawie miesiąc jeżdżę do pracy, i osiągnęłam poziom osłowania świeżaka. Poziom ten polega na tym, że popełniasz dwa rodzaje błędów: wynikające z braku profesjonalnej wiedzy lub błędy oczywiste (przegapienie szczegółów, niedopatrzenia itp.) Oba niosą za sobą takie same konsekwencje: wewnętrznie się wstydzisz i wściekasz na siebie. Następnie mentalnie wykonujesz facepalm z takim zamachem, że głowa spada ci z karku i ląduje na podłodze. Oczywiście, na zewnątrz suszysz zęby z ta różnicą że już nie musisz skakać. Skakanie w takim otoczeniu zbyt bardzo zwraca uwagę i może wydawać się podejrzane, czy infantylne. Zbyt hałaśliwe. Więc po chwili zbierasz głowę z podłogi i dalej robisz, co należy do ciebie obiecując sobie że następnym razem będzie lepiej, łatwiej, prościej… i żadna głowa nie poleci. A na pewno nie Twoja…
Cóż, nie nastawiałam się że będzie lekko. Po ośmiu latach powracam na etat, gdzie temat przewodni niby jest oczywisty… a potem okazuje się że nie do końca. Jednak mam szansę stać się częścią czegoś naprawdę fajnego, zyskać bezcenną wiedzę i równie bezcenne doświadczenie. Dzięki Anicie i Jej Fundacji poznałam jak to jest uczestniczyć w czymś naprawdę dobrym. Robić coś więcej niż zwykłe telefony i przerzucanie papierków. Jak to jest pracować z ludźmi z powołaniem. Teraz, dzięki wytrwałości w poszukiwaniach oraz szansie podanej na tacy, mam sposobność się rozwijać. Aż ciężko uwierzyć, że za chwilę będzie miesiąc jak świeżakowo osłuję, wieczory spędzam totalnie wyprana z energii a poranki na tak wysokich obrotach, że prawdziwy relaks… zaczyna się w biurze. Gdy krążę od zadania do zadania, mrucząc do siebie: “Niebieski plunge i fiszbina… niebieski plunge i fiszbina… Było by dobrze, gdybym nie była świeżakiem!
Źródło: pixabay.com

Ten post ma jeden komentarz

Dodaj komentarz