Maminy męski katar

Dwa razy do roku padam ofiarą męskiego kataru. I nie jest to stwierdzenie przesadne, bo w chwili gdy z nosa zaczyna tryskać fontanna wiem, że czeka mnie ciężki tydzień. Ponadto maminy męski katar oznacza, że prędzej czy później, mimo fizycznego stanu agonalnego znosić będę musiała dzieci. Ich stan będzie lepszy niż mój, a jednak nie nadający się do placówek publicznych.

Zupełnie nie rozumiem tych zależności. Kiedy dopada mnie zwykłe przeziębienie, którego jedynym objawem jest ogromny katar i fizyczne wycieczenie, dzień lub dwa później dołączają do mnie dzieci. A jak powszechnie wiadomo chorowanie z dziećmi to makabra. Dzieci nie biorą jeńców, niedyspozycje znoszą zdecydowanie lepiej niż dorośli i generalnie nie uznają hasła zajmij się chwilę sobą. Za nic mają sytuację w których pełznąć na kolanach idziesz dziesiąty raz zrobić życiodajny soczek – nie dla siebie oczywiście. Że ledwo widzisz, bo oczy łzawią ci jak szalone, że boisz się sięgnąć po raz kolejny po chusteczkę, bo nos obtarty a maść witaminowa się skończyła.

Czasem żałuję, że poczucie godności rodzica (sorry, panie Czarnek) nie pozwala mi zachowywać się tak bezwzględnie jak moje dzieci. Wszystko mogłabym mieć tu i teraz, a każde sprzeciwienie się domowego towarzystwa kończyło by się moim krzykiem, płaczem i jawnym terroryzmem. Kiedyś nawet próbowałam takiego sposobu, który polecają internetowi specjaliści: jak dziecko się rozkręca w krzykach i awanturze zejdź do jego poziomu i zacznij robić to samo.

Sukces murowany?

U mnie skończyło się to tak, że dostałam wpiernicz od Oskiego i jeszcze większą awanturę.

A znacie tip na siedzenie obok dziecka, gdy to się awanturuje i nie potrafi opanować emocji? Że trzeba pokazać dziecku, że się jest przy nim i rozumie. Okazać wsparcie. Ta technika u mnie też zawiodła. Ostatnio, gdy tak sobie siedziałam i straciłam na chwilę czujność dostałam z pięty w nos.

Więc wyobraźcie sobie teraz, że leżę ja, ledwo żywa, bo organizm osłabiony, z nosa leci, oczy nie chcą współpracować, i dwa szoguny w domu. I  co pięć minut wrzaski, bo przecież różnica zdań między ośmio- a trzylatkiem nie może być wyjaśniona w pokojowy sposób. Po całym dniu mieszkanie wygląda jakby przeszło tsunami, dzieci są umęczone i rozdrażnione… a w domu nastrój na granicy kryzysu humanitarnego.  I tak naprawę żadne złote porady z internetów nie są wstanie pomóc, gdy matka ma gil do pasa, ból głowy… i nie ma komu nawet się wyjęczeć. Gdy całe siły zużyła na na nieudolne próby zachowania resztek zdrowia psychicznego.

Katar przejdzie…

Dzieci wrócą do szkoły czy przedszkola…

Uszczerbek na psychice zostanie…

Źródło: pixabay.com

Dodaj komentarz