Lista marzeń

Jesienny, weekendowy wyjazd z moimi dziewczynami to zawsze relaks, ale tym razem Ola zarządziła kreatywne prace, i choć głównie była to mapa marzeń, to zupełnie przez przypadek zostawiła nam pracę domową: listę 100 marzeń. I właśnie dziś, w ciepły styczniowy dzień [sic!], gdy wracałam pierwszy raz w tym roku do domu z pracy, intensywnie zastanawiałam się, czy starczy mi życia, by spisać sto marzeń? Chwilami mam wrażenie, że jedno to za mało by je spisać, a co dopiero zrealizować?

Wierzę w siłę słowa pisanego. Według mnie właśnie ono ma największą siłę sprawczą, choć przyjęło się że “tak jak nie cofniesz rzuconego kamienia, nie cofniesz wypowiedzianego słowa”. Jednak słowo napisane wsiąka w papier, staje się jego częścią. Staje się tak samo namacalne. Istnieje i żyje własnym życiem. I choć autor nadaje mu swoją intencję, to wiele zależy od sposobu w jaki zostanie ono odebrane przez czytelnika. Słowo wypowiedziane ma większe pole zrozumienia odbioru. Słowo wypowiedziane wybrzmiewa i przemija, czasem zostaje w pamięci, czasem znika. Ulega zapomnieniu. Słowo napisane ma moc przetrwania.

Na mojej liście jest, w tej chwili, około dwudziestu marzeń. Są tam Malediwy na minimum dwa tygodnie, szczęśliwe dzieci i kącik jogowy. Prawdziwa, odwzajemniona miłość. Nowe auto i finansowy spokój oraz stanie na głowie bez pomocy ściany. Część z tych marzeń jest całkowicie przyziemna, matczyna. Część totalnie moja, a jednak jest ich tylko dwadzieścia. Inne ogólne, nie sprecyzowane. Wszystkie moje.

Kiedy Ola zarzuciła temat listy stu marzeń, wydawało mi się to totalnie absurdalne. Przecież każdy z nas o czymś marzy i chyb pamięta o czym? Kiedy usiadłam do pisania, sprawa okazała się trudniejsza niż myślałam. Mimo  iż chciałabym mieć Termomix, czy powinien on się tam znaleźć? Taki przyziemny i materialny? Przecież Lista stu marzeń brzmi tak poważnie, że nie wiem, czy takie “drobnostki” powinny być w którymś punkcie. Wtedy zrozumiałam też, że spisując swoje marzenia, nadaje im zupełnie inny wymiar, w związku z tym dobieram je staranniej, i dłużej nad nimi myślę i analizuję. Dlatego, od jesieni mam ich tylko niecałe dwadzieścia.

Dlaczego o tym piszę?

Początek roku to czas postanowień noworocznych. Idei podejmowanej z tytułu symbolicznego rozpoczęcia nowego okresu w życiu. Jest to czas, w który totalnie już nie wierzę, ponieważ nie potrzebuję fajerwerków, by zdecydować się na zmiany w życiu. Potrzebuję swojej wewnętrznej decyzji i swojej siły, by w dążeniu do tych zmian wytrwać. O swoich życiowych rewolucjach zdecydowałam na wiosnę, bo to wtedy poczułam się silna, by podjąć się walki o nie. Nie było ogólnoświatowego świętowania, ale też zupełnie tego nie potrzebowałam.

Dlatego też spisuję swoje marzenia, bo wierzę w siłę słowa pisanego i wierzę, że to mały krok do wielkich zmian. Zmian, które nie potrzebują ogólnospołecznej aprobaty, tylko mojego przekonania w możliwość ich realizacji.

Ostatnie godziny 2022 roku i pierwsze 2023 spędziłam z Endżi i Hanią. Symbolicznie i wesoło zakończyłyśmy rok w swoim towarzystwie. Na poważnych rozmowach rozpoczęłyśmy nowy. W swoim towarzystwie, tak jak chciałyśmy, na swoich zasadach.

Myślę, że właśnie tego chciałabym nauczyć moich synów. Życia na własnych zasadach i odważnych marzeń, które będą realizować wtedy, gdy poczuj się silni a nie wtedy, gdy świat powie Im, że są gotowi. Za jakiś czas opowiem Im o mojej liście stu marzeń i powiem Im, ile jeszcze zostało mi do dopisania a ile do realizacji. Zachęcę Ich, by spisywali swoje a potem po nie sięgali.

Czy nie po to żyjemy?

Dodaj komentarz