Dystans, kultura i lokalny patriotyzm

Stworzyłam sobie to miejsce, żeby pisać. Bardziej jako pamiętnik który z czasem ewoluował na dystansownik. No bo jednak nie oszukujmy się: codzienność bywa przytłaczająca. Często odbiega od tego jak chcielibyśmy ją widzieć, a duży wpływ na to mają… dzieci. Kiedy jesteś rodzicem, to dzieci o wiele skuteczniej weryfikują twoje poglądy na wiele spraw niż samo życie. Żeby nie zwariować, normalny niezależny osobowościowo człowiek, potrzebuje buforu. Moim stało się to miejsce. Chyba mogę śmiało napisać, że stałam się pasjonatką swojej Partyzantki. Swojego dystansownika. Swojego zdrowia psychicznego. 

Zdaję sobie sprawę z faktu, że to bardzo wąska specjalizacja. Gdybym się uparła mogłabym określić ją mianem lokalnym mikro mikro patriotyzmem. Takim patriotyzmem nie wychodzącym poza granice mojego… mieszkania. Ewentualnie: mobilny patriotyzm rozciągający się na wyciągniecie ręki. 

Mojej oczywiście. 

Ale do brzegu, jak mawia jedyna ze znanych mi aktywistek.  

Zupełnie nie przypadkiem (dzięki Leszek) byłam dziś na promocji najnowszego wydania Prowincji. Jest to kwartalnik społeczno-kulturalny Dolnego Powiśla i Żuław. Wstyd się przyznać, że wcześniej nie wybrałam się na to spotkanie, mimo że magazyn jest wydawany od ponad 10 lat. Nie byłam nawet gdy kuzynka męża – Dominika – na łamach Prowincji opublikowała wspomnienia Babci. Dla swojej ignorancji nie mam wytłumaczenia, choć pewnie jakbym się bardzo starała, coś bym wymyśliła…

W każdym razie, zweryfikowałam dziś rzeczywistość z pogłoskami. 

Chyba nawet dość boleśnie, bo do tej pory nie chciałam w ogóle słuchać męża, lekko zafascynowana możliwością publikacji swojego grafomaństwa w formie papierowej. Spotkanie bardzo kameralne, rozpoczęła opowieść jednych z gości z Barcic – pasjonatów sztuki dawnej, rękodzielników i podróżników. Powiew dalekiej i zdecydowanie zimnej Europy po Sztumskiej prowincji, który wywołał uśmiech na mojej twarzy, w głowie zatliła się jednak czerwona lampka. 

Następny gość – zredagował niedokończone opowiadanie jednego z Donimirskich. Powiew historii podszyty zamiłowaniem do historii regionu.

Kolejny autor: muzyka organowa, koncerty sakralne i filharmonia. 

Następny twórca i znowu szlachetny ród ziemi Sztumskiej – Donimirscy, następnie recenzja monografii militarnej… 

Odwracam się do męża, śmiać mi się chce nieziemsko. Poziom kultury, pasji i historii przekroczyłam dwukrotnie, bo wszystko z najwyższej półki. Czuję, że lampka ostrzegawcza w mojej głowie płonie żywym ogniem. Spoglądam na Arka poważną minę, palce przebierające po stoliku… Czuję jak rośnie we mnie niepohamowana głupawka, nachylam się i mówię do niego konspiracyjnie: 

– I w tym wszystkim ja, i moje poranne ku***…

 ***

Choć uważam Sztum za trochę ciężkie miejsce do życia dla trzydziestolatków, to zdecydowanie mam duży szacunek do lokalnej społeczności. Podziwiam za kult historii i próby szczepienie go w kolejnych pokoleniach. Nie da się ukryć, że ciężka praca jaką w ten proces wkładają jest rozwojem kulturalno-historycznym całego regionu. 

Jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś więcej o kwartalniku, może z mniejszego dystansu, wpadnijcie 10.11 do Nowego Dworu Gdańskiego a 11.11  do Mikołajek Pomorskich. Szczegółowych informacji szukajcie tu

Źródło: fb/Prowincja.Sztum




 

Dodaj komentarz